Największe miasto zachodniej Kanady Vancouver jest równocześnie miastem o największej gęstości zaludnienia w całej Kanadzie. Obok Toronto jest to też miasto najbardziej zróżnicowane etnicznie i językowo - dla ponad połowy spośród jego mieszkańców język angielski nie jest językiem ojczystym. Jakże zaskakujący jest także fakt, że przez ostatnich 10 lat Vancouver plasowało się zawsze w pierwszej dziesiątce miast jeśli chodzi o jakość życia. Na przykład w 2018 roku zajęło w tej klasyfikacji wysokie piąte miejsce. Zapraszamy do jednego z najwspanialszych miast świata.
Fot. Science World i stadion piłkarski w tle.
Wyobraźcie sobie, że jest 25 stopni Celsjusza, leżycie na piaszczystej plaży Kitsilano, na prawo od was, w oddali, do nieba pną się wieżowce, a na wprost widzicie majestatyczne, ośnieżone góry. To może prosto z plaży na narty? A może pobiegać po wielkim parku Stanley? Takie dylematy mają mieszkańcy Vancouver. Dzięki tej różnorodności scenerii znajdującej się w bezpośredniej bliskości miasta, rozwinął się tu przemysł filmowy. I to do tego stopnia, że Vancouver nazywane jest Hollywoodem Północy. Miasto znane jest też z ilości terenów zielonych. Już w 2011 władze zaplanowały, że w ciągu dziesięciu lat stanie się ono najbardziej zieloną metropolią na świecie. Nie dziwi więc to, że Greenpeace, światowa organizacja proekologiczna została założona właśnie w Vancouver.
Rzeczywiście, nasz dwudniowy pobyt w Vancouver był wypełniony tak różnymi atrakcjami jak w żadnym innym kanadyjskim mieście, ale zanim zanurzyliśmy się w to niezwykłe miasto skierowaliśmy się na Vancouver Island.
Fot. Vancouver i The Lion Bridge.
PRZEZ CAŁĄ KANADĘ
Wystartowaliśmy z Halifaksu na atlantyckim wybrzeżu Kanady o godzinie 7:35, a w Vancouver, na wybrzeżu Pacyfiku byliśmy już o 10.00. No tak, trzeba przecież jeszcze dodać 4 godziny różnicy czasu, zatem lot przez całą Kanadę trwał niewiele ponad 6 godzin.
Po wylądowaniu odebraliśmy nasz kolejny (już trzeci podczas kanadyjskiej wyprawy), samochód i podążyliśmy w kierunku przystani promowej (po drodze zahaczając jeszcze o Walmart).
Wjazd na prom zamykany jest 30 minut przed planowym wypłynięciem, więc czasu nie mieliśmy za wiele. Właściwie to ledwo zdążyliśmy, ale o 14.00 nasz chevrolet spokojnie odpoczywał na dolnym pokładzie, a my podziwialiśmy przesuwające się krajobrazy. Podobno podczas rejsu często można zobaczyć wieloryby. My widzieliśmy niesamowitą walkę dwóch orłów o złowioną rybę.
Po półtorej godzinie zjechaliśmy na największą wyspę pacyficznego wybrzeża obu Ameryk – Vancouver Island.
Fot. Vancouver Island.
Wyspa jest wielka, 460 na 100 kilometrów. I dzika. Mieszka tutaj 870 tysięcy ludzi, z czego niemal połowa na samym południowym krańcu w rejonie stolicy Kolumbii Brytyjskiej - Victorii. Pozostała część wyspy to głównie lasy, góry, jeziora wodospady i plaże.
Fot. Budynek Parlamentu Kolumbii Brytyjskiej.
Miasto wydaje się nierealne. XIX-wieczna monumentalna angielska architektura zupełnie nie pasuje do tego miejsca niemal na końcu świata. A Victoria jest niesamowita. Szczególnie ciekawy jest rejon parlamentu Kolumbii Brytyjskiej, parku Ptaka Gromu (Thunderbird Park) i pływających domów przy Fisherman's Wharf, a zamek Craigdarroch wygląda zupełnie jak ze snu. Królowa Wiktoria z pewnością była by dumna z tego miasta, które nosi przecież jej imię.
Fot. Cathedral Grove.
Pierwszym przystankiem po wyjeździe z Victorii był wodospad Niagara Falls. Nie, to nie pomyłka. Tak się nazywa jeden z najciekawszych wodospadów na wyspie, ale wygląda zupełnie inaczej niż jego zdecydowanie lepiej znana imienniczka. Położony jest w środku gęstego lasu deszczowego i, gdy my tam byliśmy, nie było przy nim zupełnie nikogo. Wędrując do niego czuliśmy się jak pierwsi odkrywcy tej krainy.
Cathedral Grove jest jednym z popularniejszych miejsc na wyspie. To obszar opanowany przez gigantyczne cedry. Te drzewa mają nawet 800 lat i mierzą 75 metrów wysokości i 9 metrów w obwodzie. Spacer w takiej naturalnej katedrze to niesamowite doświadczenie.
Obszar pomiędzy Tofino a Uclelet to fragment Parku Narodowego Pacific Rim i obejmuje jedne z najbardziej niezwykłych plaż jakie widzieliśmy.
Po trzech dniach na wyspie musieliśmy ją z żalem opuścić. Tym razem prom zabrał nas z Nanaimo do Horseshoe Bay na północ od Vancouver. Tego dnia obejrzeliśmy miasto z punktu położonego wysoko na zboczu Cypress Mountain. Obiad przyrządzony w takim miejscu smakuje wyśmienicie.
Fot. Znicz olimpijski.
Fot. Stanley Park.
Stanley Park to olbrzymi, 400 hektarowy, park zajmujący cały półwysep, który wbija się w zatokę na północnym skraju miasta. Można się z niego dostać do centrum Vancouver pokonując olbrzymi most The Lions Gate. Według jednej z popularnych stron zajmujących się oceną atrakcji turystycznych, Stanley Park jest najlepszych parkiem na świecie!!! Wow, to jest coś. A co można w parku znaleźć? Niezliczone ścieżki do biegania i jeżdżenia na rowerze, pole totemów, mini kolejkę, plaże, akwarium, pole golfowe i korty tenisowe. Można tam spotkać lwy morskie, delfiny, bobry czy szopy. A to nie koniec parkowych rozrywek, Stanley Park oferuje wiele, wiele więcej. Spędziliśmy tam kilka godzin i byliśmy zachwyceni.
Fot. Gastown - jeden ze sklepów ze sztuką.
Najstarsza część miasta to siatka ulic, przy których stoją wysokie kamienice mieszczące luksusowe apartamenty, które w Polsce nazwalibyśmy loftami, restauracje i ekskluzywne sklepy. Wszyscy turyści chcą zobaczyć parowy zegar, ale nas najbardziej zachwyciły galerie sztuki rdzennych mieszkańców Kanady. To miejsca wyglądające jak najbardziej wyrafinowane muzea, tyle że eksponaty można zabrać do domu. No może przesadzam, bo ceny powalają z nóg.
Fot. Granville Island.
Nie można tego miejsca pominąć. Niegdyś było to centrum przemysłowe, ale dziś pulsuje tym, czego oczekują turyści: sklepy z pamiątkami, teatry, galerie, restauracje i tereny do rekreacji. I zawsze znajdziecie tutaj tłum ludzi.
Fot. Widok na centrum miasta z Stanley Park.
Znicz olimpijski wygląda niesamowicie, a wyglądający jakby zrobiona z klocków 7,5 metrowa orka jest idealnym miejscem na selfie. Nieznacznie dalej znajduje się Canada Place, wielki budynek przykryty dachem wyglądającym jak żagle jachtu. Głównym miejscem spotkań mieszkańców jest Robson Square, a znajdujący się nieopodal Science World to fantastyczne centrum nauki i zabawy zarówno dla dzieci jak i dorosłych.
Kanadyjczycy uwielbiają mosty wiszące. W okolicach Vancouver są dwa takie obiekty. Jeden bardzo, znany, płatny i zatłoczony. Drugi darmowy, mniej oblegany, a przez to bliższy naturze. Jedyne głosy, które usłyszycie spacerując po nim to odgłosy ptaków. To most znajdujący się w Lynn Canyon.
Fot. Sea-To-Sky Gondola zawiezie was w takie miejsca.
60 kilometrów na północ od Vancouver znajduje się niezwykłe miejsce. Sea-to-Sky Gondola to kolejka górska, która zabierze was z poziomu morza (sea) do samego nieba (sky). Na szczycie znajdziecie wiele szlaków trekkingowych, zapierające dech w piersiach widoki i (oczywiście) most wiszący.
Fot. Jedna z plaż w Parku Narodowym Pacific Rim na wyspie Vancouver Island.
Jak widzicie okolice Vancouver są turystycznym rajem. Zarówno latem jak i zimą, kiedy to zamieniają się w centrum sportów zimowych. Jedno z najwspanialszych miast na świecie potrafi rozkochać w sobie wszystkich, nawet tych najbardziej wybrednych.
+48 515 171 666