17 marca 2020

Onseny to baseny termalne i zarazem łaźnie publiczne. W Japonii, kraju pełnym aktywnych wulkanów, jest to wynalazek niezwykle popularny i jedna z ulubionych form relaksu Japończyków. Wszystkich Japończyków – niezależnie od wieku, płci i pozycji społecznej. Musieliśmy tego choć raz spróbować! A jak się szybko okazało – zdecydowanie więcej niż raz :-) Podczas naszej miesięcznej podróży kamperem po Japonii instytucja onsenów często ratowała nam życie, gdy warunki na kempingach były spartańskie. A przede wszystkim – trudno sobie odmówić tej przyjemności!

PODRÓŻ PRZEZ ... JAPOŃSKIE ONSENY!

Fot. Jeden z najlepszych onsenów w okolicach Tokio Odaiba Ōedo-onsen-monogatari.

 

O CO CHODZI?

Część onsenów, z którymi można się spotkać, to miejsca mocno nastawione na turystów. Gdy zaczniemy się jednak przemieszczać po kraju, trafimy na wiele lokalnych onsenów, przeznaczonych typowo dla miejscowych. I najczęściej w takie miejsca właśnie trafialiśmy – z basenów korzystali sami Japończycy, a my byliśmy jedynymi gaijin i wzbudzaliśmy zainteresowanie. Szczególną atrakcją była oczywiście Gabi :)

Ale we wszystkich onsenach – i lokalnych, i tych bardziej turystycznych – chodzi przede wszystkim o jedno: o korzystanie z dobrodziejstwa wód termalnych dla zdrowia i relaksu. Tradycyjne zasady tam panujące mocno jednak odbiegają od tych, które znamy na przykład z coraz bardziej popularnych w Polsce kompleksów basenów termalnych. Zapamiętajmy przede wszystkim te trzy słowa: NAGOŚĆ, MYCIE, SPOKÓJ.

Fot. Specjalne kimona są dostępne tylko w najlepszych onsenach.

TRADYCJA I NAGOŚĆ

Regularne wizyty w onsenach to silnie zakorzeniona w Japonii tradycja. Widzieliśmy wyraźnie, że jest bardzo powszechnie kultywowana – przychodzą tu całe rodziny, matki z małymi dziećmi. Dzieci są tutaj uczone uczestnictwa w onsenowych rytuałach od małego. A z naszej europejskiej perspektywy jest się do czego przyzwyczajać: po wejściu do strefy kąpielowej – od szafki, w której zostawiasz wszystkie swoje rzeczy – poruszasz się już po obiekcie zupełnie nago. Dla Europejczyków i Amerykanów bywa to dużym szokiem. Warto jednak przełamać się, na chwilę zapomnieć o swoim pochodzeniu i spróbować zachowywać się jak tutejszy. A Japończycy zachowują się z onsenach najzupełniej naturalnie, nie zauważając chyba wcale tej nagości. Większość onsenów ma osobne strefy dla kobiet i mężczyzn, więc oswajasz się z nagością tylko wśród swojej płci (podobno zdarzają się koedukacyjne, ale nie mieliśmy z takim do czynienia). Jeśli potrzebujesz, możesz użyć małego ręczniczka, żeby się nieco zasłonić w drodze z jednego do drugiego basenu (duży ręcznik zostaje w szafce).

Ciekawostka: W naszym pierwszym onsenie, w Tokio – jak się później przekonaliśmy, był on mocno „turystyczny” – napisane było, że młodzież w wieku dojrzewania może wejść w kostiumie kąpielowym. Teraz wiemy już, że było to ustępstwo głównie dla turystów – potem nie widzieliśmy już takiej możliwości w żadnym innym onsenie, a młode dziewczynki, w wieku 10–14 lat, korzystają z onsenów nago bez żadnego skrępowania. W końcu to nic dziwnego, skoro są do tego przyzwyczajone od dziecka.

Kilka zasad oraz ciekawostek na temat „ubioru” w onsenach:

  • Do strefy kąpielowej nie wolno wchodzić z telefonami, i zdecydowanie nie wolno tam robić zdjęć.
  • W bardziej „turystycznym” onsenie w Tokio, który odwiedziliśmy już pierwszego dnia pobytu, przy wejściu dostajesz szlafrok-kimono (wybierasz wzór, jaki chcesz, spośród około dziesięciu różnych wzorów; dzieci nie mają już tak dobrze i dostają wzór zgodnie ze wzrostem). W niektórych nie dostajesz tego lekkiego kimona ani nawet czasami ręcznika, w innych te ręczniki wypożyczasz za 100 jenów (3,5 zł). W jednych szafki są za darmo, w innych za 100 jenów.
  • Mały ręczniczek, który jest dozwolony do osłonięcia się w drodze między basenami, nie może oczywiście wylądować w wodzie, musi albo zaczekać na właściciela poza basenem, albo – zgrabnie złożony – spoczywać podczas kąpieli na czubku jego głowy. Można go też użyć do chłodzenia karku czy głowy podczas kąpieli w najgorętszych wodach.

 

MYCIE

Dobrze, jesteśmy już wewnątrz, opuszczamy szatnię ze swoim miniaturowym ręczniczkiem. Zanim pomyślimy o relaksie w źródlanej wodzie, czas na rzecz niezwykle ważną – musimy się dokładnie umyć. I to naprawdę dokładnie, nie wystarczy pobieżne opłukanie się, które często obserwujemy na naszych basenach. Do wspólnych basenów wchodzi się w Japonii całkowicie czystym, żeby nie pobrudzić cennej wody :)

W strefie do mycia znajdują się specjalne stanowiska, każde ze stołeczkiem i nisko umieszczonym prysznicem, często także z miską, czasem z lustrem i częściowym odgrodzeniem od sąsiednich stanowisk (czymś w rodzaju boksu). Róbmy to, co inni dookoła nas – należy się tu porządnie wyszorować, nie chlapiąc dookoła, a następnie starannie spłukać siebie i swoje stanowisko. Rytualne obmycia w przypadku starszych Japończyków bywają naprawdę bardzo dokładne, namydlają się oni i spłukują prawie bez końca. Wyraźnie widać po zachowaniu Japończyków, że wielu z nich przychodzi do onsenów regularnie i to tutaj właśnie się myją, tak jakby nie mieli łazienek w domach (na wsiach podobno nadal często ich w domach nie ma).

Właściwie w każdym onsenie dostępne jest wszystko, czego będziesz potrzebować do mycia i potem, przygotowując się do wyjścia: mydła, żele pod prysznic, szampony, balsamy do ciała, suszarka, jednorazowe lub dezynfekowane szczotki do włosów, patyczki do uszu itp. Wszystko w cenie, i raczej nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zabrać tego więcej niż potrzebuje i zużyć potem w domu ;-)

Fot. Czasem gorąca woda płynie dosłownie na głównej ulicy miasta - Ginzan Onsen.

 

WODA I RELAKS

Wreszcie kolej na wyczekane rytuały relaksacyjne, czyli spokojne moczenie się w pełnej minerałów, ciepłej wodzie. Onsen, który odwiedziliśmy jako pierwszy, posiadał aż pięć czy sześć basenów z wodą termalną, była też tam cała rozbudowana „strefa spa”, także z saunami. Ilość i wielkość basenów w onsenach jest bardzo różna – czasem są to nie więcej niż dwa baseny termalne, bez dodatkowych atrakcji. Temperatura wody w basenach jest bardzo różna, najczęściej spotykaliśmy się z takimi, gdzie miała 39–41 stopni. Są też baseniki z zimną wodą, jak przeręble, gdzie wchodzi się po ciepłej kąpieli lub po saunie, żeby się hartować – i w nich woda ma tylko 20–23 stopnie.

W niektórych onsenach baseny zlokalizowane są tylko w budynku, ale często trafiają się takie, gdzie baseny znajdziemy także na zewnątrz, czasem nawet bezpośrednio w naturalnych źródłach, wsród skał i przyrody, z przepięknymi widokami. Kąpiele tam są podobno szczególnie ekscytujące zimą. Choć trzeba pamiętać, że nie możesz się okryć szlafrokiem ani ręcznikiem, nie masz nawet klapek – gdy jest zimno, najlepszym chyba rozwiązaniem jest jak najszybciej przemieścić się do ciepłej wody. Kiedy jest tak ciepło jak teraz, gdy tu jesteśmy (maj, 27 stopni w dzień, 18 w nocy), to kąpiel na zewnątrz jest przyjemniejsza niż wewnątrz – jest po prostu trochę chłodniej!

Kolejna porcja zasad i ciekawostek:

  • W wielu onsenach woda jest bardzo wysoko zmineralizowana, co jest cenne dla zdrowia, ale może też na przykład odbarwiać biżuterię czy zegarki, lepiej więc wszystko zostawić w schowku.
  • W niektórych basenach (albo mniejszych baliach) woda jest wręcz gorąca, ma 44 i więcej stopni, czasem sięga nawet do 50 stopni. W tak gorącym basenie nie można przebywać zbyt długo, nie można też wstawać gwałtownie, bo to grozi omdleniem.
  • Ale gwałtownych ruchów i tak przecież nie można wykonywać – w onsenie jest to źle widziane. Nie powinno się chlapać wodą, szaleć, pływać, a nawet głośno rozmawiać. Trzeba się oddać głębokiemu relaksowi, a nawet medytacji.

 

Fot. Ginzan Onsen to wioska składająca się niemal wyłącznie z onsenów.

DODATKOWE ATRAKCJE

W tokijskim onsenie, w którym relaksowaliśmy się już pierwszego dnia po przylocie, w części ogólnej (jeszcze dostępnej dla obu płci, zanim kobiety i mężczyźni rozejdą się do osobnych stref) mnóstwo było dodatkowych atrakcji. Możesz tam napić się czegoś w barze, zjeść w restauracji, możesz puścić los na loterii, zjeść loda, kupić pamiątki i zrobić fotę w rikszy i w tym szlafroczku, który dostajesz przy wejściu. To prawdziwe centrum życia społecznego i zarazem centrum atrakcji turystycznych!

Ginzen Onsen – cała wioska w onsenach, nawet przy chodnikach znajdują się miejsca z gorącymi źródłami, żeby moczyć nogi :)

 

I JESZCZE CENY

W najtańszym onsenie, w którym byliśmy, zapłaciliśmy – w przeliczeniu – 60 zł za trzy osoby (praktycznie za dwie, bo czteroletnia Gabi prawie wszędzie miała darmowy wstęp, na ogół płacą dopiero dzieciaki od 7 lat). W najdroższym onsenie – to była równowartość 200 zł.

A WIĘC – NASZE ODCZUCIA?

Pierwszy raz jest trudny – nie wiesz, co robić, wszystko jest po japońsku, nagość trochę przeraża – ale za czwartym, piątym razem wchodzisz już niemal jak do własnej łazienki. Wiesz, co masz robić, i na nic już nie patrzysz ze zdziwieniem. Bardzo polubiliśmy onsenowe rytuały i relaks! A gabi ma największy fun, bo co drugi dzień jest – jak to ona mówi – na basenie :-)

  1. pl
  2. es

NEWSLETTER

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI

INFO@TOLECIMYDO.PL

+48 515 171 666