W Kanadzie, jednym z najbardziej rozwiniętych państw świata, żyją ludzie, którzy uważają, że nijak nie można pogodzić korzystania z tak zwanych "zdobyczy cywilizacji" (jak samochód, telewizor, czy choćby prąd), z własną doktryną religijną i głęboką wiarą. Więc z nich nie korzystają. Na świecie żyje ich ponad 2 miliony, a w Kanadzie około 175 tysięcy. Od imienia i nazwiska swojego założyciela nazywają siebie mennonitami.
Dwudziestego pierwszego stycznia 1525 roku (dokładnie 490 lat przed urodzeniem Gabi, ale te daty są zupełnie przypadkowe) dwunastu zwolenników protestanckiego reformatora Huldrycha Zwingli ochrzciło się wzajemnie podczas niewielkiego spotkania w Zurychu. Wydarzenie to jest uznawane za powstanie ruchu anabaptystycznego. W czasach gdy kościelno-królewska koalicja dzierżyła nieograniczoną władzę, anabaptyści głosili bardzo niepopularne hasła takie jak chrzest wyłącznie dorosłych, całkowity rozdział Kościoła od państwa, powrót do ideałów początków chrześcijaństwa, odrzucenie hierarchii kościelnej, czy odmowa służby wojskowej. Powszechny był u nich także pogląd rychłego końca świata. Jeśli do tego dodamy zorganizowanie się w komuny, w których zlikwidowano własność prywatną, wprowadzono wielożeństwo i rygorystyczne prawa oparte na zapisach Biblii, nie może dziwić, że władze zarówno cywilne, jak i kościelne (katolicy ramię w ramię z protestantami) wypowiedziały rewolucjonistom wojnę zakończoną torturami, paleniem na stosie i innymi popularnymi w tamtym okresie metodami zadawania śmierci. Przetrwali wyłącznie ci anabaptyści, którzy wyrzekli się walki. Prześladowania zmusiły pozostałych członków zgromadzenia do ucieczki z dzisiejszych północnych Niemiec, Holandii i Szwajcarii najpierw w okolice Gdańska, a później na tereny dzisiejszej Ukrainy. Pod koniec XIX wieku zaczęli emigrować do Nowego Świata: Stanów Zjednoczonych i Kanady (głównie do prowincji Manitoba). Ten eksodus miał swoje apogeum po dojściu do władzy komunistów w Rosji.
Fot. Parking tylko dla bryczek, St. Jacobs.
Dlaczego mennonici przybyli do Kanady? Z trzech głównych powodów:
1) było aż nadto żyznej ziemi do zagospodarowania,
2) nikt ich nie zmuszał do służenia w wojsku,
3) mogli prowadzić swoje własne szkoły, mając całkowitą kontrolę nad wartościami wpajanymi swoim dzieciom.
Kanadyjscy anabaptyści nie są aż tak konserwatywni jak ich pobratymcy w Belize, którzy nie używają żadnych urządzeń mechanicznych, a nawet...farby.
Kiedy byliśmy w Belize i północnej Gwatemali spotkaliśmy wielu mennonitów (to jeden z odłamów anabaptystów), ucięliśmy sobie nawet bardzo miłą pogawędkę z jedną z pań. Miała korzenie ukraińsko-niemieckie i opowiedziała nam w jaki sposób jej dziadkowie przybyli do tej odległej od Europy części świata, zwanej wtedy jeszcze Hondurasem Brytyjskim.
W jednym z małych belizyjskich miasteczek widzieliśmy też dwóch kilkunastoletnich chłopców ubranych w identyczne spodnie, flanelowe koszule i kapelusze, którzy nie mogli oderwać wzroku od widocznego z ulicy telewizora zawieszonego pod sufitem jednego z barów. I chyba dla nich zupełnie nie było ważne co akurat w telewizji transmitowano. Dla tych chłopców te przesuwające się obrazki to był zupełnie inny, nierzeczywisty świat.
Fot. Bryczka, bryczką, ale odblask musi być.
Ale wróćmy do Kanady. Mimo, że kanadyjska wspólnota menonicka jest nieco bardziej liberalna (choć są i grupy bardzo ortodoksyjne i konserwatywne) to jednak wciąż obowiązkowe jest u nich podróżowanie „horse-and-buggy”, czyli wyłącznie czarnymi wozami zaprzężonymi w konie. Słyszeliśmy, że są też bardziej liberalne wspólnoty akceptujące przemieszczanie się samochodami pod warunkiem, że są całkowicie czarne. Aby spełnić ten wymóg wszystkie chromowane elementy auta po zakupie są przemalowywane na czarno: zderzaki, kołpaki, listwy boczne, a nawet…rury wydechowe.
Fot. Skansen w Steinbach.
Dzień w samym środku Kanady, w miejscowości Winnipeg, zaczęliśmy od typowego hotelowego śniadania: jajecznica, tłuste kiełbaski, tosty i frytki...jak to można jeść codziennie? Później pojechaliśmy do Steinbach, miasteczka założonego przez mennonitów w 1874 roku. Główną atrakcją jest tam duży skansen, w którym poznać można historię osadnictwa menonickiego od samych jego początków, a ponadto zobaczyć oryginalne domy, szkołę, kościół, narzędzia pracy i wiele, wiele więcej. Niestety skansen był nieco wymarły. Więcej menonitów spotkaliśmy w lokalnym Walmarcie.
Fot. Szkoła. Na tablicy kolejne 5 lekcji: arytmetyka, pisanie i czytanie, katechizm, nowy testament, stary testament. Jasno pokazane priorytety edukacji. Steinbach.
Dużo ciekawiej było pięć dni później i 2100 kilometrów bardziej na wschód, już w Ontario. Tam zobaczyliśmy teraźniejszość wyznawców tego wyznania. Na przesmyku lądu utworzonym pomiędzy jeziorami Huron i Erie, od Toronto na wschodzie do granicy z USA na zachodzie, mennonitów spotkać można niemal w każdym miasteczku.
Fot. Gabi mogła sprawdzić, czy uczącym się tutaj niegdyś dzieciom było wygodnie. Steinbach.
Okolice niewielkiej osady St. Jacobs to niemal idealnie płaska równina poprzecinana polami, na których króluje pszenica. Przy każdym z pól stoi niemal identyczny dom, a nieopodal niego charakterystyczny, błyszczący od wypolerowanego metalu, kilkunastometrowej wysokości spichlerz. Przed domem bawią się małe dziewczynki, wszystkie w jednakowych sukienkach. Kobiety zapewne pracowały w domu, a mężczyźni w polu. Na drogach wielokrotnie mijaliśmy lub wyprzedzaliśmy czarne bryczki, w których siedzieli mężczyźni w czarnych kapeluszach i marynarkach oraz kobiety w fioletowych sukniach.
Fot. Mini muzeum w St. Jacobs.
St. Jacobs to stolica największego skupiska menonickiego w Kanadzie. Jest tam kościół, sklepiki, małe muzeum, po którym oprowadził nas bardzo uprzejmy starszy pan, poczta i przede wszystkim targowisko. Olbrzymie targowisko, gdzie mennonici sprzedają wytwory swoich rąk. I jeśli o jakiejś żywności można powiedzieć „eco”, to na tym targu sprzedaje się jej niedościgły wzorzec. Oferujące towary kobiety były oczywiście bardzo tradycyjnie ubrane: szare lub fioletowe proste sukienki i obowiązkowy czepek na głowie. To, co od razu rzuciło się nam w oczy to fakt, że wszystkie (a było ich przynajmniej 20) nosiły okulary. I jeszcze jedno - niezwykle przyjazny stosunek do innych osób. Jednym z filarów anabaptyzmu jest pacyfizm i wyzbycie się jakiejkolwiek przemocy. Można mennonitów uważać za anachronicznych dziwaków, ale z pewnością są jedną z nielicznych grup religijnych, która w życiu codziennym w pełni wypełnia przykazania swojej wiary.
Fot. Mural w St.Jacobs.
Po zwiedzeniu miasta wszedłem na pocztę, aby staroświecko kupić znaczki i wysłać kartki do rodziny w Polsce. Gabi z Lilą spacerowały po głównej uliczce miasteczka. Przede mną w kolejce rodzina pochodzenia zdecydowanie azjatyckiego: matka, ojciec i dwóch około 7-letnich synów. Z rozmowy wynikało, że odbierają ubezpieczenie zdrowotne, więc są mieszkańcami St. Jacobs lub jednej z okolicznych wiosek. W każdym razie to nie turyści. Nagle matka strofuje synów wyglądających dokładnie jak dzieci z Pekinu czy Tokio: „Joshua, Thomas, uspokójcie się!!!”. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Jesteśmy w stolicy menonickiej Kanady, a zamieszkujące ten teren małżeństwo o azjatyckich korzeniach nazywa swoje dzieci imionami jakby wyjętymi z XVIII-wiecznej Anglii… Kanada zaskakuje na każdym kroku.
Fot. Okolice St.Jacobs to płaska równika idealna do uprawy zboża.
+48 515 171 666