Stany Zjednoczone są rajem dla podróżników. Liczba miejsc niezwykłych, zarówno naturalnych jak i tych uczynionych niezwykłymi przez człowieka jest przeogromna. Z drugiej strony podróżowanie po kraju jest niezwykle łatwe, szczególnie samochodem, a jeszcze lepiej - kamperem.
Tym, którzy jeszcze w USA nie byli, ale planują przedstawiamy spis 100 rzeczy, o których warto wiedzieć przed podróżą. Będzie to swoisty mini serial. Dziś odcinek drugi o zakupach, hotelach i restauracjach.
Fot. W takim sklepie aż przyjemnie kupować pamiątki. Alaska.
Walmart to nie tylko sklep, to sposób na życie. Każdy turysta kupi tam absolutnie wszystko, co jest mu potrzebne do przeżycia w Stanach: od jedzenia, poprzez ubrania, sprzęt kuchenny i kempingowy, zabawki, kosmetyki, a na lodzie do lodówek kończąc. Jakie zalety ma kupowanie w Walmarcie:
kupisz wszystko w jednym sklepie,
jest tanio,
rozkład towarów na półkach w całej sieci jest taki sam – łatwo się odnaleźć,
Walmart jest największą siecią handlową w Stanach Zjednoczonych (znajdziemy ją też w Kanadzie, państwach Ameryki Łacińskiej, a nawet – pod nazwą Seiyu – w Japonii), i dlatego sklepy Walmartu znajdziemy niemal w każdym mieście (w Los Angeles jest ich ponad 40).
Największe powierzchniowo sklepy nazwane są Walmart Supercenter.
Dodajmy, że zdarzyło nam się też przenocować na walmartowym parkingu w naszym kamperze pod czujnym okiem ochroniarzy sklepu :)
Fot. W Walmarcie kupuje się hurtowo...
Wadą Walmarta jest to, że bardzo wiele produktów sprzedawanych jest na duże porcje: zwykłe mleko w butelkach galonowych (4,5 litra), parówki po 20 sztuk, płatki śniadaniowe w ilości niemożliwej do przejedzenia w miesiąc. Dotyczy to szczególnie najprostszych i zarazem najtańszych produktów. Lepiej więc kupować mniej i produkty lepszej jakości, niż potem wyrzucać przeterminowane jedzenie, zwłaszcza jak po tygodniu okaże się, że minął termin przydatności do spożycia parówek, a nam zostało jeszcze 10 z 20, które były w paczce. Cenowo wyjdzie na to samo.
Amerykanie uwielbiają klimatyzację. Niestety trzeba być przygotowanym na to, że w sklepie czy budynku przy stacji paliw temperatura będzie niższa o 15 stopni niż na dworze i po prostu będzie zimno. Katar murowany.
Jeśli kupicie zimny napój w kubku, to 60% jego zawartości stanowić będzie lód. Warto poprosić, aby lodu było mniej lub w ogóle.
Co koniecznie trzeba mieć w aucie (no chyba, że podróżuje się kamperem)? Lodówkę turystyczną. Można ją kupić w każdym markecie za około 30$, tam też kupicie lód (1,5$ za worek). Darmowy lód jest dostępny niemal w każdym hotelu na południu i zachodzie kraju. A po co wam lodówka? Bo jak kupicie 20 parówek, czy 6 jogurtów to w ciągu jednego śniadanie tego nie przejecie.
Fot. W USA można zjeść także smacznie i zdrowo. Restauracja na wybrzeżu Pacyfiku w stanie Waszyngton.
Ceny podane na etykietach pod towarami najczęściej nie uwzględniają stanowego podatku (przykładowo w Kalifornii jest to 6%, a na Alasce 0%). Zatem nie zdziwcie się jeśli przy kasie zapłacicie więcej niż wynikałoby to z metek.
Amerykański dolar powstał w 1792 roku. Na przestrzeni ponad 2 wieków zmieniał się jego wygląd, zarówno monet jak i banknotów. Dziś w obrocie są monety o nominałach 1, 5, 10, 25, 50 centów oraz 1 dolar.
Jeśli chodzi o banknoty to w obiegu spotkać można nominały 1, 2, 5 10, 20, 50 i 100 dolarów w dwóch wersjach: zielone po raz pierwszy drukowane w latach 60. oraz „kolorowe”, które drukowane są od 2004. Nowe banknoty (zwłaszcza wprowadzony w 2013 roku banknot 100 dolarowy) są coraz mniej zielone i coraz lepiej zabezpieczone. W obiegu są zarówno banknoty nowe jak i stare. Nie zdziwcie się więc jeśli w portfelu będziecie mieć różnie wyglądające banknoty o tym samym nominale.
Mimo, że formalnie w USA funkcjonują monety o wielu nominałach to chyba w 90% przypadków wykorzystywane są monety o nietypowym (jak na Polskę) nominale 25-centów zwane potocznie quarter dollar (ćwierć dolara). Monety o nominale 1 dolara, przedstawiające Indiankę Sacagawea z dzieckiem, są w obiegu, ale są niezwykle rzadkie.
Zalecamy zbieranie monet 25-centowych, bo przydają się niemal wszędzie, zwłaszcza we wszelkiego rodzaju automatach (napoje, parkometry, pralnia samoobsługowa itd.)
Zasady sprzedaży alkoholu podlegają prawu stanowemu. Oznacza to, że w różnych stanach ograniczenia dostępności i zakupu alkoholu są różne. W liberalnej Kalifornii każdy rodzaj alkoholu zdejmiecie z półki w Walmarcie i po prostu włożycie do koszyka. W Arizonie alkohol kupić można w specjalnie wydzielonym na terenie Walmartu sklepiku. W konserwatywnym Utah sklepy z alkoholem znajdują się na obrzeżach miasta. Pamiętam przerażoną panią z obsługi supermarketu w Utah, kiedy będąc pierwszy raz w USA zapytałem gdzie na półce znajdę piwo…
Najbardziej kojarzony ze Stanami Zjednoczonymi trunek to bourbon. Co to właściwie jest?
Bourbon to produkowana w USA whiskey (tak, swojsko brzmiąca szkocka whisky dostaje w USA dodatkową literkę „e”) na bazie kukurydzy. Nazwa kojarzy się z najsłynniejszą francuską dynastią królewską, ale protoplaści nazwy nie mieli z alkoholem nic wspólnego. Pochodzi ona bowiem od hrabstwa Bourbon w Kentucky, gdzie zaczęto go wytwarzać. Mimo, że bourbon produkowany jest w kilku stanach to za „prawdziwy” powszechnie uznaje się ten wydestylowany właśnie w stanie Kentucky. Zresztą stan ten odpowiedzialny jest za 96% światowej produkcji trunku. Ale paradoksalnie, najpopularniejszy „bourbon” Jack Daniels produkowany jest w sąsiednim stanie Tennessee.
Na Alasce widzieliśmy sklepy wymalowane w jaskrawe kolory i udekorowane wzorem w kształcie charakterystycznego liścia. Dziś już w 12 stanach legalnie można kupić marihuanę i to nie tylko do celów medycznych…
Fot. Typowy amerykański motel.
Nasze ulubione hotele w Stanach to te jakby wyjęte z filmów, które oglądaliśmy od dziesiątek lat, czyli takie, w których parkuje się samochód tuż przed drzwiami do swojego pokoju. Czasem hotele mają dwa poziomy, więc trzeba się do pokoju pofatygować na górę po zewnętrznych schodach.
W średniej klasy hotelu możecie być świadkami błyskawicznego robienia hurtowej ilości jajecznicy przy śniadaniu. Pani z obsługi przyniesie wielki worek z żółtym proszkiem, wsypie go do pojemnika, z którego będziecie później nabierać jedzenie, wleje do niego gorącą wodę, po czym energicznie zamiesza i gotowe. Jajecznica jak się patrzy, tylko tak jakoś jeść się odechciewa.
Jak wszystko w Stanach, tak i gniazdka muszą być inne. Zarówno wtyczka jak i napięcie jest nie takie jak powinno. Dobra wiadomość jest taka, że wystarczy kupić prostą przejściówkę do gniazdka, bo niemal każdy sprzęt elektryczny czy elektroniczny bez problemów radzi sobie zarówno z 230V i 50Hz (Polska) jak i 110V i 60Hz (USA).
Fot. Pralnia samoobsługowa.
Nasza taktyka pakowania zakłada, że bielizny, skarpet i koszulek starcza nam na około półtora tygodnia. Potem musimy znaleźć pralnie. Na szczęście w USA to żaden problem. Pralnie samoobsługowe są niemal w każdym miasteczku, a już na pewno w miasteczkach turystycznych. Kupicie tam z automatu nawet proszek do prania. Potrzeba tylko trochę ćwierćdolarówek.
Co można uznać za ikonę amerykańskiego jedzenia?
Najpierw zupa. Jeśli pojedziecie na wschodnie wybrzeże, to nie wyjeżdżajcie zanim nie spróbujecie clam chowder, czyli zupy z małży (clam to małż właśnie) z ziemniakami, selerem i boczkiem.
Na drugie danie mamy do wyboru żeberka z grilla, hamburgera z frytkami albo coś z kuchni meksykańskiej.
Potrawy z grilla są wręcz kultowe na południu i południowym zachodzie. Texas barbecue to esencja amerykańskości. Najczęściej do palenia używa się jadłoszynu, drzewa rosnącego niemal wyłącznie w obu Amerykach.
Na południowym zachodzie jedną z ikon jest meksykańskie taco. Bary szybkiej obsługi „Taco Bell” znajdziemy dosłownie wszędzie. W całych Stanach jest ich niemal 6000. Ale co to jest taco? Okrągła kukurydziana tortilla wypełniona mieszanką mielonej wołowiny, cebuli, pomidorów, czerwonej fasoli, kukurydzy i przypraw.
Deser. Tutaj nie ma wątpliwości liczy się tylko apple pie, czyli placek z jabłkami. Nie próbowaliśmy więc nie możemy porównać do naszego jabłecznika.
A co jeśli ktoś ma ochotę na przekąskę? W 1930 James Dewar, Kanadyjczyk pracujący w cukierni w stanie Illinois wymyślił Twinkies. Są to podłużne ciasteczka wypełnione kremowym nadzieniem. Od dziesiątek lat są w USA numerem 1.
Hamburgery to historia sama w sobie. Znajdziemy je niemal w każdej restauracji (i nie mówię tutaj o fast-foodach).
W amerykańskich hamburgerach wg naszego przepisu znajdziecie ułożone piętrowo: sklarowaną cebulę, kotleta, plaster żółtego sera, plasterki ogórka i pomidora, liść sałaty oraz majonez i ketchup. Kotlet przygotowujemy następująco: mieszamy ręcznie mieloną wołowinę z odrobiną czosnku, bułki tartej, łyżką musztardy i sosu pomidorowego, i z jajkiem. Dodajemy sól, pieprz, słodką paprykę i odrobinę Tabasco. Smacznego.
Fot. Restauracja McDonalds w Las Vegas.
Jeśli już jesteśmy przy hamburgerach to niewątpliwym symbolem Stanów Zjednoczonych jest McDonalds. W całym kraju znaleźć możemy niemal 14 000 restauracji, w których pracuje łącznie ponad 200 tyś ludzi.
Pierwsza restauracja powstała w 1940 roku w San Bernardino w Kalifornii. Słynne logo powstało w 1953 roku. Jego fenomen podobno kryje się w tym, że przypomina widziany z góry damski biust… Dziś marka McDonalds jest obecna w ponad 100 krajach na całym świecie.
Stany Zjednoczone są bez wątpienia jednym z największych producentów żywności, a to głównie dzięki efektywności przemysłu spożywczego (w tym powszechnego wykorzystywania GMO).
Tylko w stanie Kansas rocznie produkuje się tyle pszenicy, że wystarczyłaby ona do wyżywienia całej ludzkości przez dwa tygodnie. Niezła skala, nie ma co! Stany Zjednoczone są największym światowym producentem: kukurydzy, sorgo, soi, borówek, czy migdałów.
Jeśli chodzi o zwierzęta to nie będzie zaskoczeniem fakt, że Amerykanie przodują w hodowli…indyków. Co ciekawe, USA są też największym na świecie producentem mleka krowiego. Co szósty litr mleka pochodzi właśnie ze Stanów.
+48 515 171 666