07 kwietnia 2020

HISTORIA PEWNEGO ZDJĘCIA - LICANCABUR

Widok ze szczytu wulkanu Licancabur. Granica chilijsko-boliwijska

22 września 2008, Boliwia. Wstałem o 3.30 nad ranem, w pokoju były 2 stopnie Celsjusza. O ile można to nazwać pokojem - spaliśmy na wysokości 4500 m n.p.m w niewielkim budynku bez ogrzewania i bieżącej wody. Właściwie, z uwagi na wysokość i okropne zimno, nie spałem całą noc. Przed wyjściem zjadłem jeden placek kukurydziany i popiłem smolistą kawą. Ruszyliśmy o 4.00.

Było totalnie ciemno, najbliższe sztuczne światła były w odległości 33 kilometrów, już po chilijskiej stronie granicy. Pięć minut później samochód zatrzymał się - tutaj znajduje się początek naszej wspinaczki.

Po trzydziestu krokach chciałem zawrócić, pękała mi głowa i nie mogłem oddychać. Nasz boliwijski przyjaciel Humberto zachęcał mnie do walki. Wziąłem termos z kawą i zamiast się napić to oblałem się nią przy okazji dotkliwie się parząc. Energia od razu wróciła.

Wspinaliśmy się mozolnie, idąc jeden za drugim z latarkami na czołach. W tej mrocznej, bezwietrznej, ale niemożliwie zimnej nocy musieliśmy wyglądać jak  zjawy. Dokładnie pięć zjaw: lokalny przewodnik, wyglądający jakby miał 100 lat, Humberto, któremu uśmiech nie schodził nigdy z ust i trójka dużo gorzej przygotowanych do wysokogórskiej wspinaczki śmiałków z Polski.

O 6.00 zrobiło się widno i przepięknie. Już dawno zapomniałem o trudnym początku. Słońce zaczęło malować okoliczne góry i doliny wszystkimi odcieniami pastelowych barw. Po drodze minęliśmy krzyż ustawiony na pamiątkę śmierci turystki z Czech. W połowie drogi, na wysokości 5200 m n.p.m. byłem już przekonany, że to najpiękniejsze miejsce w jakim dotąd byłem.

Na szczyt, znajdujący się na wysokości 5917 m n.p.m., dotarliśmy o 12.30. Mimo ośmiu godzin wspinaczki i niemal 1500 metrów różnicy wysokości jaką pokonaliśmy wcale nie czułem się zmęczony. Na szczyt dosłownie wbiegłem. Spędziliśmy na nim z pół godziny, podziwiałem świat i zrobiłem kilka zdjęć (między innymi tytułowe) po czym zaczęliśmy zejście. Na dół dotarłem o 16.30, po dwunastu godzinach od startu. Zmęczony, ale nie wyczerpany. I jakże radosny.

 

Informacje o zdjęciu

lokalizacja

granica boliwijsko-chilijska

statyw / z ręki

z ręki

ISO

100

przesłona

f14

czas naświetlania

1/60 s

 

  1. pl
  2. es

NEWSLETTER

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI

INFO@TOLECIMYDO.PL

+48 515 171 666